To było prawdziwe wojsko. Apel zaczynał się od modlitwy, tak jak należało w polskim wojsku i tak dalej, i tak dalej. Im bliżej końca, tym było gorzej, bo i rannych, cierpiących było coraz więcej; brak broni coraz bardziej dawał o sobie znać, skutki były oczywiste.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Najpierw byłam zatrudniona przy nasypywaniu łomu żeliwnego do większych woreczków, co było robotą katorżną, bo ręce były całe pokaleczone. Potem awansowałam i zaczęłam już szyć rolmopsy – woreczki naładowane trotylem. To już była lepsza robota, bo wszystko było miękkie. Cała sztuka polegała na tym, żeby zapalnik dobrze przyszyć do woreczka, żeby w momencie kiedy się wyciąga zawleczkę, nie wyskoczył korpus razem z zapalnikiem z woreczka.