Pierwszy mój wypad był taki, że ktoś przybiegł i powiedział: «Trzeba nosze i sanitariuszki na Plac Grzybowski». Pobiegłam z jakąś dziewczyną, jakiś opatrunek trzeba było zrobić i przeniosłyśmy tego rannego – do dzisiaj nie rozumiem, jak mogły dwie dziewczyny młode przenieść dorosłego człowieka na noszach, a nie szło się ulicą wyasfaltowaną, tylko po różnych gruzach, ale człowiek jakieś siły zdobywał wtedy.
Zarwał się cały fronton budynku, a z bramy była klatka schodowa na górę i do piwnicy. To zostało wszystko zasypane. W piwnicy dusiliśmy się, bo pył z jednej strony i gaz od wybuchu pocisku z drugiej strony. Odkopano nas. Prawdopodobnie wówczas ojciec mnie zabrał i przeprowadził na drugą stronę Alej Jerozolimskich. Tam wstąpiłem do Batalionu «Iwo». Dostałem przydział do 1 Kompanii Saperów jako łącznik. To było w trzeciej chyba dekadzie sierpnia.
W gmachu Architektury był zrobiony szpital. Leżeli tam nasi ranni żołnierze. Komendantka mi mówiła, że jak jest bombardowanie, to proszę przytulić się do ściany, usta otworzyć, żeby bębenki nie pękły. Tak zrobiłam. Stałam przy ścianie, dalej był pokój, gdzie były nasze telefonistki. Bomba jedna spada, one zostały zabite, ja jestem potłuczona trochę i kurzem, pyłem obsypana. Nawet podobno mnie sprowadzili, bo zemdlałam. Druga bomba nie wybuchła.
1 sierpnia nasz pluton 101 zaatakował Arbeitsamt na rogu Kredytowej i Mazowieckiej. Od drugiej strony był mur i trzeba było się jakoś tam dostać. W każdym razie miałem saperkę. Jak ktoś miał kilof, walił kilofem. Ktoś znalazł drabinę, po drabinie na górę. Saperką waliłem w cegły, mało coś zdziałałem. Do mnie «Lubicz» czy ktoś z dowódców plutonu mówił: «Co ty tą saperką?! Wy jesteście telegrafiści, to idźcie i przetnijcie kable w tej studzience telefonicznej na ulicy».
Do zgrupowania dołączyłem tak: mam starszego brata, który 1 sierpnia przystąpił do Powstania na ulicy Żelaznej, ja tam do niego poleciałem i już tak byliśmy. Potrzebni byli młodzi chłopcy do Powstania. Na łączników, do przynoszenia broni, amunicji, żeby butelki nosić i tak dalej. Ja poza tym byłem bardzo wysokim chłopcem jak na swój wiek. Jeśli chodzi o uzbrojenie, to początkowo żadnej broni nie miałem.
Później były dostawy środków opatrunkowych, broni, bo Starówka była w takiej gorącej walce i brakowało im amunicji. Myśmy może tutaj mieli jej trochę więcej na Żoliborzu, więc pomagaliśmy Starówce. Były takie transporty, po kilkanaście osób z bronią. No i następnie było rozszerzenie tego przejścia z Żoliborza na Śródmieście. Wchodziliśmy tym włazem żoliborskim, natomiast wychodziliśmy na ulicy Zgoda w Śródmieściu.