Zameldowałam się u porucznika Żytomirskiego. Dwa tygodnie pracowałam tam jako łączniczka, meldunki roznosiłam. Miałam chłopca, gońca dwunastoletniego, «Fred» miał pseudonim. Wychodził na wędrówki, żeby meldunki do dowództwa zanieść, jak wracał, to zawsze przynosił mi jakiegoś pomidora, jabłko z ogródka – i jakiś kwiatek. Zawsze wracając, mówił: «‚Dora’, jak skończy się Powstanie, jak dorosnę, to się z tobą ożenię». To był mój pierwszy ranny, który umierał mi na ręku.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Miałem zanieść list na ulicę Bracką 5. Zabłądziłem i pod barykadą przeszedłem w rejon Nowego Światu. Przebitymi piwnicami i czystym korytarzem doszedłem do pracowni cukierniczej i restauracji Złota Rybka, gdzie unosił się cudowny zapach napoleonek. Nagle poczułem, że ktoś za mną stoi. Był to młody człowiek, który zaproponował, że mnie stamtąd wyprowadzi. Kiedy znalazłem się na ulicy Żurawiej, uświadomiłem sobie, że cały tamten rejon zajmowali Niemcy.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
1 sierpnia, o siedemnastej, godzina «W», u nas nic się nie działo. Drugiego dnia widzieliśmy, że Niemcy jeżdżą w tę i nazad, ale u nas było spokojnie. Okoliczna ludność dowiedziała się, że na plebani są sanitariuszki, bo to się rozniosło, więc jak trzeba było komuś zrobić zastrzyk czy zmienić opatrunek, to my cywilnej ludności udzielałyśmy pomocy. I właściwie czekałyśmy.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Później z Brzeskiej kilku z nas nosiło meldunki na Wileńską 15 do dyrekcji kolei państwowych. Chyba tylko raz z amunicją tam mnie pogonili. Wieczorem w zasadzie «Majtek», «Marynarz» powiedział: «Zakopcie opaski, służba wasza się skończyła, marsz do domu». Tak się skończyło moje Powstanie.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Kiedy zobaczyliśmy powstańców z opaskami biało-czerwonymi na rękach, to była euforia radości, że jesteśmy sami, o sobie sami decydujemy, jesteśmy swobodni. Reakcja ludzi, szczególnie na Powiślu, była bardzo podobna.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Przy zdobywaniu PAST-y dostarczaliśmy żywność powstańcom oraz paliwo. Pewnego razu, kiedy wraz z «Dziadkiem», warszawskim tramwajarzem, przenosiliśmy przez Aleje Jerozolimskie skrzynkę z masłem, to Niemcy nas ostrzeliwali. Gdy «Dziadek» postawił skrzynkę, okazało się, że w maśle było siedem naboi. A ja szedłem wtedy za «Dziadkiem»!
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Byliśmy przygotowani nawet na parę godzin walki z Niemcami. Myśleliśmy, że jak Sowieci się dowiedzą, to przyjdą jeszcze szybciej. Chcieliśmy wykonać rozkaz i wpuścić ich do wolnej już Pragi. To się nie udało, bo kiedy się dowiedzieli, że u nas wybuchło Powstanie, to zatrzymali się na obrzeżach Warszawy, wycofali się pod Radzymin. To wszystko trwało do września.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Archiwum Historii Mówionej: LINK
W Powstaniu byłam na Filtrowej, przy rogu Asnyka, i tam był punkt sanitarny, ale ja byłam przede wszystkim jako łączniczka. Obstrzał był szalony z kościoła na placu Narutowicza, bo Niemcy mieli broń maszynową na wieży i rzeczywiście strasznie dużo ludzi pozabijali. Ale mnie się udało, mimo że kilkakrotnie chodziłam do punktów oporu, między innymi na Mianowskiego.