M Archives | Bohateron
VA
-
A
+
A A

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.

Akceptuję
VA
-
A
+
A A

Początkowo przychodziłyśmy tylko na dyżury, a mieszkałyśmy w domu. To było stosunkowo niedaleko domu na Kleczewskiej 52. Później, kiedy Niemcy zaczęli wysiedlać ludność z okolic Marymonckiej, Żeromskiego i Podczaszyńskiego, to uciekinierzy przychodzili do domów na Kleczewskiej czy na Chełmżyńskiej. Już nie było miejsca dla nas z jednej strony, a z drugiej strony było niebezpiecznie ruszać się na takich małych odcinkach.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK

Na początku Powstania ludzie zaczęli robić studnie. Do studni ustawiały się kolejki. Niemcy walili z «krów» i ludzie ginęli, ale bez wody nie można było wytrzymać. Wojsko miało pierwszeństwo, więc myśmy zaopatrywali – między innymi ja i koledzy, na kogo przypadł dyżur – braliśmy po dwa wiadra, podchodziliśmy wprost do źródła i przynosiliśmy wodę.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK

Czekaliśmy. Usłyszeliśmy strzały, Powstanie się zaczęło. Nałożyliśmy opaski. Była narada, co zrobić. Brat i ja na ochotnika zgłosiliśmy się, że pójdziemy nawiązać kontakt na plac Trzech Krzyży. Szliśmy Chmielną, ulica była pusta, mżył deszcz, pamiętam. Ludzie, widząc nasze opaski, entuzjastycznie nas witali w bramach. Ostrzegali, że na ulicy Zielnej czy Wielkiej, już nie pamiętam, jest ostrzał.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK

Chodziłam tylko w kanałach średnich i dużych. Dawali nam nosidła, które nosiłyśmy na piersiach i na plecach, przenosiłyśmy tam broń, środki opatrunkowe i to, co było dla nas najbardziej uciążliwe – butelki ze spirytusem denaturowanym. Te butelki były w specjalnych przegródkach, żeby się nie przewracały. W mniejszych kanałach to było trudne do przeniesienia, bo garb człowiek miał i z przodu, i z tyłu, a przecież w tym kanale trzeba się było czasami jakoś obracać. Dopiero w dużym było luźno.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK

Nie umiałam sama zjeść pomidorów i powiedziałam: «To zrobię sałatkę i zaniosę naszym rannym do szpitala na Krasińskiego». Ale dorwali mnie Niemcy, bo tam była bardzo szeroka ulica i całe szczęście, że na środku tej ulicy był ogromny kamień. Jak Niemcy zaczęli do mnie strzelać, to zapomniałam o tym, że mam sałatkę dla chłopaków, tylko padłam pod tym kamieniem i tak do wieczora musiałam przeleżeć. Już do chłopców z sałatką nie poszłam, bo były resztki na ziemi.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK

Sytuacja była bardzo ciężka, bo już Warecką zaczęły przedzierać się czołgi, Poczta Główna była w niebezpieczeństwie. Nasi mieli ze zrzutów angielskie gammony – to były granaty uderzeniowe. Ładunek wybuchowy, plastik, był w osłonie w koszulce z brezentu, oczywiście z zapalnikiem. Myśmy przyszły dosłownie w gorącym momencie, gdzie już było słychać gąsienice i poruszanie się czołgu. Momentalnie zmontowałyśmy granaty i natychmiast poszły one do akcji.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK

Podczas zbiórki w ogródkach działkowych przy moście Gdańskim wręczona została mi broń po koledze. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie, bo byłem przecież młodym chłopakiem. Pierwszy atak na most Gdański był nieudany, wycofaliśmy się na Pragę do filii poczty na ulicy Ząbkowskiej. Atak rozpoczął się wieczorem, dostałem sygnał do dostarczenia amunicji do dowódcy drużyny. Poderwałem się, biegłem i zostałem ciężko ranny od granatu w lewą nogę i głowę.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK

Ulica Wspólna była linią frontu. Tam, gdzie jest kościół, czyli po parzystej stronie ulicy, siedzieli Niemcy. My zajmowaliśmy przeciwną, nieparzystą stronę Wspólnej. Były wzajemne polowania. Niemcy przemykali pod murem ogrodzenia kościoła, a my czatowaliśmy. Wiązało się to z ostrzałem z ich strony z broni maszynowej i z granatników. Na podwórzach zginęło sporo naszych kolegów. Jak kiedyś przechodziłem z ulicy Hożej na ulicę Wspólną, podwórze było dosłownie usiane zwłokami.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK

Mała PAST-a to był właśnie ten Dom Telefonów na ulicy Tłomackie. Tam 26 sierpnia zostałem ranny. Niemiec puścił serię z czołgu, z karabinu maszynowego. Ale miałem podwójne szczęście! Pierwsze szczęście polegało na tym, że kula przeszła koło czapki, musnęła mi włosy i przeszła, a druga kula przeszła mi po lewym barku, ale nie uszkodziła kości.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK

Udało mi się pojechać motocyklem aż do elektrowni na Powiśle, bo wiozłem akumulatory do naładowania. Nie mieliśmy prostowników na poczcie, a wysiadł akumulator, to mówię: «Spróbuję pojechać do elektrowni». Warecką trzeba było przejechać, przez Nowy Świat była barykada. Trzeba było przez barykadę przeprowadzić motocykl. Potem jak jest zjazd na Tamkę, to Niemcy mieli ostrzał z uniwerku. Była duża plansza: «Nie bądź głupi, nie daj się zabić. Ostrzał!». Dlatego trzeba było przejechać szybko.

 

Archiwum Historii Mówionej: LINK