To był zrzutowy PIAT, nieduża rura. Trzeba mieć siłę, żeby go naciągnąć. On wtenczas tak kopał, że były egzaminy, kto wytrzyma. Byłem dosyć wysportowany. Jeden kolega wziął, naciągnął go, to PIAT poszedł w jedną stronę, a on w drugą, bo ślisko. Byłem trzeci z kolei. Miał sprężynę mocną, to sobie przycisnąłem mocno, jakoś mi się udało. Zostałem zakwalifikowany, z piatem żeśmy pilnowali cały czas.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
W nocy z 1 na 2 sierpnia miejscowe siostry ugotowały grochówkę w kotłach po dwadzieścia litrów. Przyniosły nam grochówkę. Grochówka była tak cudna, tak piękna, tak smaczna! W każdej porcji to było ze dwadzieścia pięć deko boczku. Teraz to jest niemodne, ale nam wtedy chodziło, żeby boczek był tłusty, bo to była siła i energia, tak żeśmy się najedli. Była godzina druga w nocy.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Przez te działki lecieliśmy jak na skrzydłach. Zresztą buty mieliśmy za pasem, bo szliśmy w skarpetkach, żeby nie robić szumu, jak przechodziło się pod niemieckimi budynkami. Świetlne pociski leciały, rakietę co jakiś czas Niemcy wystrzeliwali, ale dolecieliśmy i dostaliśmy się do gmachu Architektury. I tam byli już wszyscy, którzy z Kolonii Staszica się wycofali. My byliśmy ostatnią z grup, która się stamtąd przedostała.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Przez te działki lecieliśmy jak na skrzydłach. Zresztą buty mieliśmy za pasem, bo szliśmy w skarpetkach, żeby nie robić szumu, jak przechodziło się pod niemieckimi budynkami. Świetlne pociski leciały, rakietę co jakiś czas Niemcy wystrzeliwali, ale dolecieliśmy i dostaliśmy się do gmachu Architektury. I tam byli już wszyscy, którzy z Kolonii Staszica się wycofali. My byliśmy ostatnią z grup, która się stamtąd przedostała.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Przejście kanałami to było duże przeżycie. Dno to półokrągłe korytko, kanał śliski. Miałem przez plecy przewieszoną pompkę jak do samochodu, bo przecież trzeba było czymś napełniać butle do miotaczy. Myśmy nie wiedzieli, z czym się spotkamy na Śródmieściu. Poza tym pod pachą trzymałem formę na granaty, która była jeszcze nieskończona, a szkoda było wyrzucić. Z tą formą pod pachą niestety się ciągnąłem.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Pamiętam, jak upadła PAST-a. Przywieźli nam – jeszcze na ulicy Koszykowej – poparzonych. To było niesamowite. Twarze – jeden pęcherz. Siedzieliśmy przy tych biedakach, była woda wapienna z olejem lnianym i łyżeczkami polewaliśmy im twarze. Też umierali, potem się ich na podwórkach chowało.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Moment, który mam w pamięci, to odbieranie opasek. Dostałam opaskę i zdziwiłam się, bo byłam przekonana, że na opasce będą litery AK – Armia Krajowa. Były litery WP – w pierwszej chwili nie zorientowałam się, co to za litery. Potem uświadomienie sobie: Wojsko Polskie. Chwila wzruszenia i jakiejś dumy. Potem już wszystko działo się bardzo szybko.