Chwila wolna, wychodzimy z piwnic, siadamy z podporucznikiem Stefanem i koleżanką na murku. Odpoczywamy, piękne sierpniowe słońce. Nagle – ziu… ziu.. ziu… Czuję, jak coś uderzyło mnie w lewą skroń. Myślałam, że to koleżanka mnie uderzyła łokciem, złapałam się za twarz, coś mi się sączy między palcami. «Dostałaś!» – krzyczą. Kula otarła się o skroń, a Stefan wziął ją na pamiątkę.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Kiedy rozpoczęło się Powstanie, punkt zborny miałyśmy przy Stawie Mikołajczyka i tam doszłyśmy. Jeszcze snopki tam były, zboże na polu. Miałyśmy rozkaz iść dalej na Okęcie do Palucha. Tam mieliśmy mieć punkt sanitarny. Gdy tam doszliśmy, to armaty były obstawione w przeciwnym kierunku, na nas. Była strzelanina. Mieliśmy przeczekać do rana, potem kazano nam się wycofać.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Myśmy tam czekały, siedziały i w pewnym momencie usłyszałyśmy jakieś odgłosy, strzały, wychodzić nie mogłyśmy w ogóle, bo byłyśmy cały czas pod obstrzałem NIK-u, to znaczy tego budynku administracyjnego niemieckiego. W pewnym momencie cisza. Potem dowiedziałyśmy się, że «Golski», jak się wycofywał przez Pole Mokotowskie na Politechnikę, przerzucił kartkę do jakiejś prywatnej osoby, żeby nas zawiadomiła, że się mamy wycofać.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Czasem się nie spało przez dwie noce, spało się na bruku, tam gdzie się upadło. Rozmawiało się z kimś, bomba padała, ten ktoś ginął od razu. To było okropne, właściwie codziennie były takie wypadki, że ludzie byli paleni miotaczami ognia, to był straszliwy widok.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Byłem łącznikiem szefa służby sanitarnej Grupy «Północ» doktora pułkownika Stefana Tarnawskiego na trasach: Szpital Jana Bożego, Sapieżyńska, Mławska, Freta i centralny szpital na ulicy Długiej 7. Na naszą kwaterę na Franciszkańskiej 6 przychodziły luzowane oddziały liniowe. 8 sierpnia żołnierze siedzieli na balkonie. Nagle spadł granatnik, eksplodując na wysokości pierwszego piętra – zginęli powstańcy, a także cywile. Kilka dni później budynek został zbombardowany. Znów zginęło wielu ludzi, ale ja ocalałem.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Wszyscy pozostali byli mniej czy bardziej ranni, ale byli w stanie samodzielnie się poruszać. Zorientowałem się, że mam rękę roztrzaskaną w stawie łokciowym i krew sikała. Był to moment, w którym człowiek ani o tym za bardzo nie myśli, ani nawet nie czuje tego, co się z nim dzieje. Tu chodziło o wyrwanie się z tej dramatycznej sytuacji. Natychmiast wysłałem Wojtka do placówki, żeby powiedział, jaka jest sytuacja, że prawie wszyscy są ranni i co mamy robić.