Z 17 na 18 września przechodziłam kanałami z Czerniakowa na Mokotów około czterech kilometrów. Szliśmy w zupełnej ciemności i ciszy, przerywanej pluskiem ścieków, z których unosił się okropny zapach. Przejście utrudniały worki z cementem wrzucone przez Niemców i burzowiec, pod którym woda uderzała w plecy. Pomocą były deski i uchwyty. Do włazu na ul. Wiktorskiej czołgaliśmy się przez rurę o średnicy 70 centymetrów.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Nie miałem osobistej broni, ale dawali mi broń do rusznikarni. Nieraz nosiłem erkaem, mimo że miałem czternaście lat. Jak szedłem z placówki na linii do rusznikarni (rusznikarnia była w głębi), szedłem sam z bronią, to ludzie nieraz przystawali na ulicach, nieraz i żołnierze Armii Krajowej, wojskowi przyglądali się – jak to, taki chłopak niesie taką broń!
Archiwum Historii Mówionej: LINK
W Warszawie Powstanie, dostać się do Warszawy bardzo ciężko, ale dowiedzieliśmy się, że na terenie Puszczy Kampinoskiej – to jest w bezpośredniej odległości od Boernerowa jakieś dwadzieścia parę kilometrów – są jakieś polskie oddziały powstańcze. Zaczęliśmy kombinować, że trzeba się wybrać do tego Kampinosu, do tej partyzantki… Ponosiło nas, wiadomo! Ponosiło chłopców, którzy trochę liznęli konspiracji w Szarych Szeregach.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Brudni wyszliśmy, cuchnący. To kilka godzin trwało. Na Belgijskiej, jak żeśmy wyszli, to byliśmy pierwszą grupą, która nie została wystrzelana przez Niemców. Kilka godzin przed nami wyszli powstańcy na ulicy Dworkowej i tam zostali wszyscy wystrzelani (o przejściu kanałami).
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Zatrzymaliśmy się za załomem, bo był straszny ostrzał, i zastanawialiśmy się, jak tu wyskoczyć, kiedy myśmy dosłownie widzieli kulki, które się odbijały. W tym momencie – pamiętam stuk. Mój dowódca krzyknął: «Uciekajmy!», bo upadła wiązka dwóch czy trzech granatów. Huku nie słyszałem. Karabin mi z rąk wypadł, bo byłem ranny w obydwie ręce, w sumie w szesnastu miejscach. Co człowiek robi, jak krew mu się leje? Ucieka.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Mojemu rannemu trzeba było zrobić zastrzyk. Nie było jak zastrzyku zrobić ani wygotować strzykawki, bo na czym? Ale przy ołtarzu jeszcze się paliły dwie świece, to ja poszłam po jedną świecę, bo widziałam, że nad płomyczkiem można sobie też igłę wyczyścić, i zabrałam świecę. Najpierw troszeczkę mi ręka zadrżała, bo mi głupio było świecę z ołtarza ściągać, ale no trzeba i tak.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Wszyscy byliśmy zmobilizowani. Jedna tylko matka oczywiście była bezradna pośród nas, myśmy się kręcili i każdy w swoją stronę szedł. Zygmunt, najstarszy nasz brat, mówi: «Teraz się rozstajemy, bo każdy idzie w swoją stronę». On szedł do oddziału. Był tam nasz dowódca pułkownik «Grosz» i mówi: „Żegnamy się i teraz tylko pilnujcie się, każda z was. Dbajcie o to, żebyście z tego wyszły cało”.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Pamiętam pod koniec września tragiczny wymarsz z Kampinosu. Tabory, które rozciągnęły się na kilometry. Obok na koniach kawaleria porucznika «Doliny». Szliśmy całą noc ostrzeliwani świetlnymi pociskami, szliśmy w widły Jaktorowa między tory kolejowe a szosę. Masakra pod Jaktorowem rozpoczęła się o świcie.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Całe piekło to było na Zieleniaku. W nocy szczególnie. Na Zieleniak spędzali ludność z Ochoty. Potem trzeba było dojść pieszo do Dworca Zachodniego i stamtąd pociągami wywozili do Pruszkowa. Jak się trafiło tak, że Zieleniak był pusty i transport tego dnia już nie szedł, to trzeba było tam jedną czy nawet dwie noce być.