Wtedy z tym tłumem dotarłem do Parku Traugutta, a okazało się, że moi rodzice już tam byli wcześniej. W tym parku w sumie chyba nie było tysiąca ludzi, [ale] kilkaset osób było. Ale ponieważ to teren odkryty, a tam wiele czasu się spędziło, bo oni rewidowali… Zabierali na przykład aparaty fotograficzne, co zresztą było wielką stratą, bo mieliśmy jedyne zdjęcia w Powstaniu naszej drużyny, były robione 15 sierpnia na dziedzińcu PWPW.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Myśmy słyszały strzelanie. Huk, strzelanie i nic poza tym. To strzelanie towarzyszyło nam, ta willa była naprzeciwko Filtrów. Tam Niemcy mieli swój bunkier i z tego bunkra strzelali. Kiedy wchodziłyśmy na piętro, to posuwałyśmy się na czworakach dlatego, że między innymi kiedyś jakiś Niemiec puścił taką serię, że nad oknem była taka smuga, poodpadał tynk, bo on strzelał tak lawinowo.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Nasza grupa była na Smolnej, pierwszym zadaniem, jakie otrzymałyśmy, było ugotowanie kaszy. Byłam sanitariuszką-łączniczką. Zajmowałam się głównie chorymi i rannymi. Jako łączniczka roznosiłam też meldunki. Ze Smolnej było przejście w Aleje Jerozolimskie pod obstrzałem Niemców. Ludzie tam padali, a mnie udało się wtedy przeskoczyć na drugą stronę z meldunkiem. Po zdobyciu PAST-y zostałam ranna i groziła mi amputacja ręki.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Szło nas w kanale trzech czy czterech połączonych w grupy. W pewnym momencie woda była bardzo wysoka. Byłem głodny, wycieńczony, bo w ogóle się nie jadło. Miałem chlebak wojskowy z cukrem, kostki cukru, które się jadło cały czas razem z tymi wszystkimi odchodami, żeby troszeczkę mieć siły. Szło się cztery, pięć kilometrów. Wszystkie włazy były otwarte, wrzucali gaz, granaty, trupy były wszędzie w tych kanałach. I były napisy kredą: «Boże, zbaw Polskę! Zwyciężymy! Nie dajmy się!».
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Nocą z 13 na 14 sierpnia kompanią K2 atakujemy szkołę rękodzielniczą na ulicy Kazimierzowskiej, bronioną przez silny oddział SS. Atak idzie od ulicy Madalińskiego. Posuwamy się otwartą przestrzenią, przez boisko. Czołgam się koło dowódcy kompanii, porucznika «Pawłowicza», który okrzykiem «W Imię Boże naprzód!» podrywa nas do ataku. W chwilę później wybucha pocisk przed piersią porucznika – on ginie. W wyniku ostrzału i braku wsparcia atak załamuje się. Wycofujemy się.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Przez okienko w piwnicy wpada granat, wszyscy uciekają, kto jeszcze mógł chodzić. Jeden z rannych, który leży na łóżku, obraca się, krzycząc, bo miał nogi połamane, żeby się skryć przed granatem, a ja patrzę na granat, zdaję sobie sprawę, że to już koniec i czekam, kiedy wybuchnie. On nie wybucha i myślę, że jak się na coś czeka, to się czas dłuży, jak na śmierć, to jeszcze więcej. Ale okazuje się, że granat nie wybuchł, nie był odbezpieczony.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
1 września schodziłam do kanałów z dwoma rannymi. Byli osłabieni, ledwie się trzymali na swoich chorych nogach. Szliśmy tak pochyleni, że jeden z chłopców nieomal mi siedział na kolanach. Opierał się o moje kolana, przysiadając, a drugi mi leżał na plecach. W ten sposób udało mi się wyciągnąć «Żaka», który szedł przede mną, a za mną szedł «Polon». Wyszliśmy po północy przy Wareckej róg Nowego Światu.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Podzieliłem Mokotów na rejony, przydzieliłem do każdego rejonu po kilku listonoszy i oni otrzymywali codziennie rano pakiet listów do rozprowadzenia, tak jak normalna poczta. Nie było to wcale zadanie łatwe, dlatego że aby przejść z punktu A do punktu B, czasami to był spacerek, a czasami to było przejście przez ulicę, wzdłuż której był obstrzał, i trzeba było znaleźć miejsce, które było bezpieczne. Takimi miejscami były barykady.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Pracowałam przy segregowaniu listów i cenzurze. I jeśli były jakieś wiadomości na przykład o pozycjach powstańczych, to się to zamazywało. Poza tym już zaczęłam chodzić przez Aleje. Chodziłam tam często z jakimiś meldunkami. Nie wiem, do kogo. W każdym razie te meldunki brałam albo od nas z «Pasieki», albo przez pewien czas z komendy AK w gmachu PKO.
Archiwum Historii Mówionej: LINK
Od strony Pola Mokotowskiego przybiegł chłopiec, miał ze dwanaście lat, i mówi: «Dziewczyny, uciekajcie, zdejmujcie opaski, bo idą „ukraińcy” . Krok za krokiem wymiatają wszystkich z domów, podpalają i jak was zastaną z tymi środkami opatrunkowymi i z opaskami na przedramieniu, to jesteście trupami. Uciekajcie gdzieś». Dzięki temu właściwe dziewczyny ocalały. Myśmy później na własną rękę uciekały, żeby się zmieszać z ludnością cywilną.